Koh Lanta – pod ziemią i pod wodą

IMG_2580Khao Mai Kaew Cave

W poprzednim naszym wpisie opowiedzieliśmy co ma do zaoferowania wybrzeże Koh Lanty a dziś skupimy się na centrum wyspy, które również obfituje w różnego typu atrakcje. Środek wyspy jest dużo bardziej wyludniony niż okolice plaż i o wiele przyjemniej się tu podróżuje. Zdarzyło nam się, że tuż przed naszym skuterkiem pojawiała się nagle małpka, która przechodząc przez drogę bacznie się nam przyglądała. Warto tu wspomnieć o jednej z „atrakcji” wyspy, którą promują przewodniki, a której z całego serca nie polecamy, mianowicie Szkole Małp (Monkey School). W rzeczywistości jest ona „obozem koncentracyjnym” dla tych biednych zwierzaków, które uczone są tam cyrkowych sztuczek (nie musimy chyba mówić w jakich warunkach i w jaki sposób się to odbywa).

Będąc na Lancie postanowiliśmy zwiedzić jedną z dwóch jaskiń, które się tam znajdują: Jaskinię Tygrysa (Tiger Cave) lub Jaskinię Khao Mai Kaew. Ze względu na to, że dowiedzieliśmy się, że w pierwszej jaskini spędza się tylko 5 minut, gdyż jest bardzo mała, postanowiliśmy obejrzeć tę drugą. Po skręceniu z drogi łączącej wschodnie i zachodnie wybrzeże Lanty w wąską żwirówkę dotarliśmy niespodziewanie do znaku zakazującego dalszej przeprawy bez przewodnika. Okazało się, że nie ma możliwości samodzielnego zwiedzania jaskini, zaś przewodnik kosztuje 300 BHT od osoby. Mimo, że przeczuwaliśmy, iż to właściciele ziemi, na której znajduje się ta atrakcja, postanowili zrobić biznes na turystach, zakupiliśmy bilety wstępu i po kilku minutach ruszyliśmy z jednym z tubylców w drogę. IMG_2579Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się łatwego spacerku przez las, a tu już po 5 minutach okazało się, że korzystając z podwieszonej liny musimy wspinać się prawie pionowo pod górę po mokrych skałach. Po ok. 20 minutowym marszu otrzymaliśmy latarki-czołówki i ruszyliśmy dalej. Po chwili stanęliśmy nad małą szczeliną w skale i nasz uśmiechnięty przewodnik oznajmił nam, że właśnie to jest wejście do jaskini. Przez kolejną godzinę przedzieraliśmy się z jednego pomieszczenia do drugiego obserwując piękne nacieki skalne oraz stalaktyty. Osoby lubiące tego typu atrakcje na pewno nie będą zawiedzione. Do wyboru jest kilka różnych tras a przewodnik dokonuje decyzji, którą wybrać na podstawie wielkości i sprawności grupy. Przejścia pomiędzy olbrzymimi salami wiodą zarówno szerokimi korytarzami, drewnianymi mostkami, pionowymi drabinami, jak również wąskimi przejściami, które pokonuje się czołgając po przepchnięciu najpierw przez malutki otwór swojego plecaka. Podobno w lecie, gdy poziom wody jest wyższy istnieje również możliwość kąpieli w jaskini. Podsumowując byliśmy zachwyceni tą atrakcją, gdyż nie spodziewaliśmy się na tak małej wyspie tak olbrzymiego i rozbudowanego systemu jaskiń.IMG_2591

Hin Daeng

Ze względu na to, że jedną z naszych pasji jest nurkowanie postanowiliśmy również w Tajlandii zasmakować tego sportu. Niestety, w bliskiej okolicy Koh Lanty nie ma dobrych miejscówek do nurkowania lub snurkowania (pływania z fajką), więc do miejsc nurkowych płynie się czasami dość długo łodzią, a co za tym idzie nurkowanie tutaj nie należy do najtańszych. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na jeden dzień nurkowy, ale za to w jednej z najsłynniejszych miejscówek podwodnych Tajlandii czyli Hin Daeng. „Czerwona Skała”, bo tak można tłumaczyć nazwę tego miejsca, jest olbrzymim blokiem skalnym wyrastającym z głębokości ponad 50 m i wystającym minimalnie ponad taflę wody. Miejscówka ta, leżąca na Morzu Andamańskim, jest znana przede wszystkim z możliwości spotkania mant i rekinów wielorybich. Mogą występować tu wysokie fale oraz silne prądy, dlatego nurkowanie w tym miejscu nie jest rekomendowane dla osób początkujących. Do Hin Daeng pływają z Koh Lanty różnego typu łodzie, w zależności od bazy nurkowej. Czas dotarcia do tego miejsca najszybszą motorówką (speedboatem) wynosi ok. 1h 40min., zaś dużą, wygodną łodzią ok. 3,5h. Warto wziąć pod uwagę fakt, że podróż motorówką, mimo, że szybsza, może być dużo mniej komfortowa ze względu na mogące się pojawić oznaki choroby morskiej.
Po wskoczeniu do wody naszym oczom ukazał się piękny, podwodny świat. Wokół olbrzymich bloków skalnych pływały ławice małych rybek, a nasz przewodnik co kilka minut wyszukiwał wśród falujących korali ślicznych przedstawicieli mikroświata, takich jak mierzące 2 mm ślimaki nagoskrzelne lub krewetki. Osoby przyzwyczajone do nurkowania na dalekim południu Egiptu, oczekujące milionów kolorowych rybek różnych gatunków oraz setek miękkich korali, mogą czuć się lekko zawiedzione, gdyż nurkowanie w Tajlandii jest nieco inne. Możemy tu zobaczyć ciekawe formacje skalne, jednak ilość życia podwodnego jest na pewno dużo mniejsza niż w Morzu Czerwonym. Warto też wspomnieć, że przejrzystość w Azji jest bardzo zmienna. Widoczność jednego dnia może przekraczać 30 m, żeby kolejnego spaść do 5 m. Podczas naszego nurkowania mieliśmy jednak szczęście i korzystając z bardzo dobrej widoczności wypatrywaliśmy tego, co każdy płetwonurek chce zobaczyć pod wodą – manty. Udało się. W pewnej chwili zobaczyliśmy pięknego, olbrzymiego „diabła morskiego” płynącego zaledwie kilka metrów od nas. Kilkumetrowe manty, płynące majestatycznie przez „wielki błękit”, wyglądają jakby leciały i zawsze wywierają olbrzymie wrażenie.

Informacje dla podróżników

Na wyspie Lanta zatrzymaliśmy się w hostelu „Best House”. Obiekt ten położony jest tuż przy jednej z najbardziej znanych plaż: Long Beach, w otoczeniu lokali rodem z lat 70-tych. W pensjonacie prowadzonym przez niezwykle miłe małżeństwo jest bardzo czysto i przytulnie. Jedynym co może przeszkadzać niektórym turystom jest brak klimatyzacji (w pokojach są wentylatory) oraz, co jest standardem na południu Tajlandii, brak ciepłej wody. Warto wspomnieć, że pokój przy zakupie za pośrednictwem agody był nieco tańszy niż przy płatności na miejscu (67 zł za dobę).

Jeden komentarz

Dodaj komentarz (adres email nie jest wymagany)