Koh Lanta – wyspa dla osób ceniących spokój

Ze względu na to, że nie lubimy zbyt imprezowych miejsc i jak widzicie omijaliśmy podczas naszej podróży takie miejscówki jak Phuket, Phi Phi czy Ko Phan Ngan, na nasz kilkudniowy wypoczynek na południu wybraliśmy wyspę Lanta. Koh Lanta jest tak naprawdę podwójną wyspą składającą się z wysp Koh Lanta Noi oraz Koh Lanta Yai. To własnie ta druga cześć jest popularnym miejscem wypoczynku wybieranym przez spokojniejszych turystów oraz rodziny z dziećmi. Na Lancie, której długość wynosi ok. 30 km możemy znaleźć 9 plaż, które nawet w szczycie sezonu nie są zatłoczone, zaś jeśli ktoś lubi ciszę i spokój przy drobnym wysiłku może znaleźć swoją własny, prywatny skrawek piasku otoczony skałami. Warto wspomnieć, że Koh Lanta jest wyspą muzułmańską, więc znajdziemy tu wiele meczetów, zaś z rana obudzi nas głośny śpiew Muezina.

IMG_20150221_163517Mimo niewielkich rozmiarów wyspa dostarcza turystom różnorodnych atrakcji. Pierwszą jest oczywiście plażowanie, jednak ze względu na to, że nie należymy do osób, które lubią wylegiwać się na słońcu wiecej niż 2h, postanowiliśmy poszukać też innych rozrywek. Po wypożyczeniu na 3 dni skuterka, który jest najłatwiejszym i najszybszym środkiem lokomocji na wyspie, ruszyliśmy na wycieczkę. Tu warto wspomnieć o samej jeździe po tajskich drogach. Mając doświadczenie z Bali w Indonezji (gdzie jeździliśmy skuterkami kilka dni) oraz czytając różne blogi spodziewaliśmy się Armagedonu. Po przejechaniu łącznie kilkuset kilometrów na skuterze w Tajlandii, zarówno na północy, jak i na Lancie możemy stwierdzić, że wcale nie jest tu tak źle. Oczywiście, miejmy na uwadze, że jest to Azja, ale wydaje nam się, że okoliczni kierowcy są dość uważni i rozważni. Może właśnie dlatego, że jeździ tu masa skuterów i zasady ruchu drogowego są brane „z przymróżeniem oka” wszyscy kierowcy zachowują swoistą ostrożność. W porównaniu do Bali, gdzie wszyscy pędzą na złamanie karku mijając skutery na milimetry, tutaj jest dużo spokojniej. Ciekawym jest też fakt, że wiele wypożyczanych skuterów należy do lokalnej policji, zaś agencje turystyczne są tylko pośrednikami w wynajmie.

Wracając do samej wyspy możemy ją podzielić na kilka części. Na północy, w otoczeniu głównego miasteczka Saladan oraz północnym-zachodzie dominują turystyczne resorty, hostele, bary, puby i największe plaże z białym piaskiem, tak lubianym przez turystów. Jednak zjeżdżając coraz niżej na południe, poruszając się po zachodnim wybrzeżu możemy zauważyć zmniejszenie ilości hosteli, mniejszą ilość osób na plażach (na których widoczna jest większa ilość skał) oraz … niższe ceny 🙂 Kierując się na samo południe wyspy dotrzemy do bram parku narodowego, który oferuje 1,5 km ścieżkę przez „dżunglę”. My mieliśmy już zaliczony trekking w Chiang Rai oraz Khao Sok, więc darowaliśmy sobie płacenie za wstęp, który wcale nie był taki tani (200 BHT za osobę). Dużo ciekawsza, bo też mniej turystyczna, jest z naszego punktu widzenia wschodnia oraz środkowa część wyspy.

Lasy mangrowe

IMG_20150219_115703Pierwszą z atrakcji, którą postanowiliśmy sobie zafundować była wizyta w lesie namorzynowym we wschodniej części wyspy. Istnieją dwie możliwości zwiedzania lasu: wypożyczenie kajaka lub wynajęcie tajskiej łodzi (long-tail boat). Ze względu na to, że przyrodę wolimy oglądać w ciszy, a nie przy ryku silnika spalinowego, wybraliśmy pierwszą opcję. Po wypożyczeniu kajaka ruszyliśmy wąskimi kanałami przez rosnące lasy. Już po przepłynięciu kilkudziesięciu metrów zauważyliśmy przypatrujące się nam z gałęzi małpy, zapewne oczekujące na jakiś przysmak. Nie były jednak zbyt nachalne, nie wskakiwały na kajak, a jedynie widząc, że nic dla nich nie mamy powoli odchodziły. Niesamowitym okazało się również wpływanie w bardzo wąskie kanały między drzewa. Mrok, oraz olbrzymie konary wijące się ponad wynoszącymi je nad wodę poskręcanymi korzeniami sprawiają wrażenie jakbyśmy znaleźli się w jakimś filmie grozy.

Old Town

Jadąc dalej na południe wschodnim wybrzeżem w otoczeniu plantacji palm kokosowych często mija się malutkie wioski, farmy krewetek lub stawy rybne, aż dociera się do tzw. Starego Miasta (Old Town). Nie jest to oczywiście starówka znana z polskich miast, a mała wioska, która ok. 50 lat temu była głównym „centrum biznesowym” wyspy. Tajscy i Chińscy kupcy robili tutaj swoje interesy, aż do otwarcia przepraw promowych na północy i rozwinięcia się Ban Saladanu. Dla nas Old Town był miejscem gdzie z przyjemnością zatrzymywaliśmy się na pysznego owocowego shake’a oraz mogliśmy zrobić w dobrych cenach zakupy tajskich przypraw.

Chao Ley

Najniżej wysuniętym punktem na południe, jadąc wschodnim wybrzeżem jest wioska Sang-ga-u, która jest domem dla ludzi zwanych Chao Ley lub Sea Gypsies. Żeglarze ci o indonezyjsko-malajskim pochodzeniu byli prawdopodobnie pierwszymi osadnikami na Lancie ok. 500 lat temu. Niestety, ze względu na fakt, że ich pierwotny język był tylko językiem mówionym, nie zachowały się żadne dokumenty mogące świadczyć o ich historii, a wiedzę czerpie się z legend i anegdot ludowych. Przypuszczalnie prowadzili oni pół-koczowniczy tryb życia. Posiadali główne domy na lądzie, jednak podczas pory suchej całymi rodzinami przeprawiali się w inne miejsca archipelagu. Morze było dla nich domem i głównym źródłem utrzymania. Do dnia dzisiejszego przedstawiciele tego ludu należą do najlepszych kapitanów statków, nurków, a także nurków bezdechowych. Pamiętajmy, że wioska na południu Lanty jest domem Chao Ley i nie jest to jedna z atrakcji dla turystów. Chcąc odwiedzić osadę nie bądźmy nachalni i zachowajmy należyty szacunek dla życia tamtejszych ludzi.

IMG_2304

Kolejne atrakcje oferowane przez Koh Lante przedstawimy w naszym następnym wpisie.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz (adres email nie jest wymagany)