Mae Salong – Chiny w Tajlandii

Kolejny dzień naszej podróży postanowiliśmy spędzić na zwiedzaniu okolicznych gór na wypożyczonym skuterze. Jako główny kierunek podróży obraliśmy Mae Salong zamieszkiwane przez Chińczyków. Po drodze zachwycaliśmy się pięknymi widokami w postaci pól ryżowych. Jedynym, choć niewielkim dyskomfortem były problemy naszego wysłużonego skutera z bardziej stromymi podjazdami. Honda o pojemności 110 cm3 w pewnych momentach zwalniała do 10 km/ h i dwukrotnie musieliśmy oboje zsiąść z naszego rumaka, bo nie radził sobie z podjazdem nawet z jedną osobą. Ostatecznie jednak w ciągu całego dnia nasz skuter pokonał dzielnie 180 km.

IMG_1761Historia wsi Mae Salong sięga czasów końca chińskiej wojny domowej, który nastąpił w 1949 roku. W tym okresie 93 dywizja armii narodowców odrzuciła poddanie się komunistom i uciekła do birmańskiej dżungli. Po pewnym czasie część żołnierzy wróciła na Tajwan, zaś pozostali udali się do Tajlandii, gdzie w Mae Salong stworzyli swoją bazę wojskową. Żołnierze ci zaczęli się trudnić produkcją i sprzedażą opium na szeroką skalę, zaś w zamian za azyl otrzymany od rządu Tajlandii walczyli z tajskimi komunistami. Warto tu wspomnieć, że jeszcze w latach 80-tych kraje Złotego Trójkąta, czyli Tajlandia, Laos i Birma, wytwarzały ok. 70% produkowanej na świecie heroiny. Pierwszym krajem, który rozpoczął walkę z tym procederem i przekonał mieszkańców do rozpoczęcia produkcji herbaty była Tajlandia.

Po wjechaniu do wsi rzeczywiście poczuliśmy się jak w Chinach. Na okolicznych wzgórzach mogliśmy podziwiać piękne plantacje herbaty, zaś na wszystkich tablicach widzieliśmy chińskie „szlaczki”. Dzień wcześniej nasz przewodnik, z którym byliśmy na trekkingu powiedział, że w największe święta zabiera całą swoją rodzinę i udają się do Mae Salong, aby delektować się potrawą z czarnego kurczaka – tutejszym przysmakiem. Chińczycy wierzą, że jedzenie jego mięsa dodaje siły. Oczywiście nie mogliśmy nie skorzystać z okazji i zgodnie z rekomendacją zatrzymaliśmy się w jednej z okolicznych restauracji. IMG_1787Samo zamówienie potrawy okazało się nie takim łatwym zadaniem, ponieważ menu było jedynie w języku chińskim z tłumaczeniem na tajski, ale na słowa „black chicken” obsługa od razu zrozumiała o co nam chodzi. Zapowiadało się, że rzeczywiście będzie to bardzo wykwintne jedzenie, ponieważ jedna porcja kosztowała pięciokrotność standardowego obiadu w Tajlandii. W ramach naszego zamówienia kelner przyniósł nam herbatę, butelkę wody oraz po głębokim talerzu z łyżką. Po kilku minutach przyniesiono również danie główne. Musimy przyznać, że nie był to obiad jakiego oczekiwaliśmy. Otrzymaliśmy (zapewne małego) kurczaka posiekanego na drobne kawałki razem z kośćmi. Szczerze mówiąc mięsa jest chyba więcej w raku niż w tym kurczaku. Drugim problemem, z którym musieliśmy sobie poradzić, było wymyślenie sposobu, w jaki należy go jeść. Czekaliśmy również na doniesienie ryżu, który nigdy nie dotarł. Ostatecznie domyśliliśmy się, że łyżka i miska służą do wypluwania kości, gdyż od znajomych, którzy odwiedzali Chiny, dowiedzieliśmy się, że w ich kulturze wyjmowanie z ust np. kości jest bardzo niegrzeczne i w restauracjach po prostu pluje się do talerzy (no cóż, co kraj to obyczaj). Zgodnie stwierdziliśmy, że było to najdroższe i najgorsze danie, jakie do tej pory jedliśmy w Tajlandii. Po wyjedzeniu tego co się dało, czyli jakieś 5 minut później szybko zapłaciliśmy i opuściliśmy restaurację w nadziei, że Chińczycy nie zauważą, jak potraktowaliśmy ich wspaniałą potrawę. Plusem całej sytuacji było to, że przezornie zamówiliśmy tylko jedną porcję potrawy 🙂

Response code is 404

Informacje dla podróżników

W Tajlandii na każdym kroku dostępne są wypożyczalnie skuterów, które oferują swoje usługi. Niestety, w obrębie Chiang Rai nie znaleźliśmy żadnej markowej wypożyczalni,  jedynie małe lokalne firmy. Po przeczytaniu kilku relacji o problemach przy oddawaniu skuterów postanowiliśmy się upewnić, że mają one wykupione ubezpieczenie. Ku naszemu zdziwieniu we wszystkich odwiedzonych przez nas wypożyczalniach nie było zapewnionego żadnego ubezpieczenia i tym samym za każde uszkodzenie maszyny lub jej kradzież odpowiada wypożyczający. Jedynymi różnicami, które zauważyliśmy były zapisy umów dotyczące odpowiedzialności za uszkodzenie silnika. Część wypożyczalni bierze takie uszkodzenie na siebie, zaś inni każdą naprawą obciążą osobę wynajmującą. Dla nas jeszcze jednym problemem był wymóg pozostawienia pod zastaw paszportu, co podobno jest tu standardem. Znaleźliśmy jednak wypożyczalnię, która zgodziła się na depozyt w wysokości 3 000 BTH i kserokopię dokumentu, w innej zaś spotkaliśmy się z wymaganiem pozostawienia jakikolwiek dokumentu ze zdjęciem. Na samym początku podróży trzeba odwiedzić stację benzynową, ponieważ skutery wypożyczane są z pustym bakiem. Pamiętajmy również, że temperatura w górzystych okolicach Chiang Rai, szczególnie rano, nie jest zbyt wysoka, więc warto zabrać ze sobą coś cieplejszego niż tylko T-Shirt.

3 komentarze

  1. Anonim
    09/02/2015
    Reply

    Fajnie by się biegało po tych dróżkach (IMG_1753.JPG, IMG_1761.JPG) 😉

  2. Anonim
    21/02/2015
    Reply

    Ładne pagórki, podejrzemwam ze byliście blisko też bardziej stromych od str Chin typu Phu Chi Fa

    • Odkrywając świat
      05/03/2015
      Reply

      Niestety, tym razem się nie udało, ale na pewno jeszcze wrócimy do Tajlandii i przeznaczymy więcej czasu na zwiedzanie północy.

Leave a Reply to Anonim Cancel reply